czwartek, 27 grudnia 2012

Rozdział 1



Po tym, co właśnie usłyszał mężczyzna znajdował się w stanie lekkiego szoku. Patrzył na swojego gościa z niedowierzaniem i starał się wyczytać z jego twarzy cokolwiek, co świadczyłoby o tym, że ten właśnie sobie z niego żartuje. Bez względu jednak na to jak długo by na niego nie patrzył gość wciąż uśmiechał się tak jak zwykle. Szczerze i niewinnie.
- Więc co powiesz, Aleksandrze? – powtórzył uprzejmie pytanie i upił łyk herbaty ze swojej filiżanki.
Gospodarz westchnął i spojrzał na trzymane przez niego samego naczynie wypełnione płynem. Czy kiedy Eskil odpowiadał na pytanie o to, czego się napije naprawdę oczekiwał, że Aleksander wypije to razem z nim? Oczywiście zasady dobrego wychowania wymagały tego od niego, ale do diabła! Przecież obaj doskonale wiedzieli jak to się skończy. Odstawił, więc elegancką, pozłacaną filiżankę na spodeczek i z powagą spojrzał na gościa.
- Panie… - powiedział starając się jak najuważniej dobierać słowa. – Jesteś moim stwórcą i wiesz, że kocham cię bardziej niż kogokolwiek na tym świecie, jednak…
Jednak co? Co ma teraz powiedzieć? Że za każdym razem, gdy w towarzystwie poruszany jest temat Eskila on - Aleksander, jego dziecko płonie ze wstydu? Że pragnie potrząsnąć swym nieśmiertelnym ojcem i krzyknąć żeby zaczął się normalnie zachowywać? Że robienie z siebie człowieka nic nie da? Kiedy zaczęły się te dziwactwa? Sto lat temu? A może Eskil nigdy nie był do końca normalny i zawsze zachowywał się nieodpowiednio, choć dopiero od niedawna aż do takiego stopnia? Najpewniej właśnie o to chodziło. Dlaczego jednak jego stwórca sprawiał wrażenie tak smutnego i samotnego? Nagle zaczął się uczłowieczać wręcz do przesady, a gdy już musiał pić krew to zamiast ludzkiej starał się zastępować ją świńską. Nie dawała takiej energii jak ludzka, ale jako że była najbardziej podobna dało się na niej przeżyć. 
Mimo wszystko bez względu na to, jak Eskil by się nie zachowywał nigdy nie wciągał w to Aleksandra. Nigdy niczego mu nie proponował i nie był na tyle naiwny żeby uważać, że ten z chęcią przystałby na takie propozycje. Dlaczego więc teraz po stu latach milczenia na ten temat nagle przychodzi do niego i zachęca do życia w podobny sposób?
- Wybacz mi, podoba mi się życie, które prowadzę teraz. – odpowiedział w końcu ostrożnie.
Gość z powagą pokiwał głową i wrócił do sączenia herbaty. Po chwili milczenia wziął z talerzyka maślane ciasteczko i włożył je sobie do ust. Gryzł je w zamyśleniu, a Aleksander patrzył na niego uważnie starając się odczytać jakieś emocje z jego twarzy. Cisza stawała się nie do zniesienia, jednak ani jeden ani drugi nie zamierzał jej przerywać. Z talerzyka znikały kolejne ciasteczka, co w niewytłumaczalny sposób irytowało gospodarza. W końcu postanowił podjąć rozmowę.
- Więc co u ciebie? – zagaił.
- Bardzo dobrze, choć nie powiem, że jest idealnie. Mogłoby być lepiej. A co u ciebie?
Aleksander patrzył na niego przez chwilę w milczeniu nim w końcu zdecydował się odpowiedzieć.
- Zupełnie tak samo.
Dopiero wtedy Eskil podniósł głowę i spojrzał mu w oczy. Po chwili uśmiechnął się szeroko, szybko jednak spoważniał gdyż uświadomił sobie, że pokazuje przez to ogromne kły. Żył jako wampir przez tak wiele lat, a wciąż nie umiał się do tego przyzwyczaić.
- Będę musiał się zbierać, nie chcę zajmować ci więcej czasu. – rzekł wstając.
- Ależ nie masz się, czym przejmować. – odruchowo powiedział Aleksander.
Również wstał czując lekką ulgę, że to już koniec wizyty. Nie żeby nie lubił towarzystwa swojego ojca, po prostu, gdy go widział miał dziwne, drażniące przeczucie, którego nie do końca potrafił wyjaśnić. Zawsze miał wrażenie, że coś mu umyka, że czegoś nie dostrzega. Że za tą fasadą sztucznego człowieczeństwa, którą przybierał Eskil coś się jednak kryło. Nie umiał tego wytłumaczyć, dlatego zawsze spychał to na dno swojej podświadomości. Wmawiał sobie, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Tak było i teraz.
- A właśnie, mogę skorzystać z łazienki? – spytał Eskil.
- Oczywiście. Wiesz gdzie jest. – powiedział.
Aleksander spojrzał ze smutkiem za swoim gościem znikającym za dębowymi drzwiami. Westchnął głęboko, gdy po chwili jego czułe uszy wychwyciły dźwięki oznaczające zapewne, iż Eskil właśnie pozbywa się zawartości swojego żołądka. Wampiry absolutnie nie były w stanie trawić normalnego jedzenia. Spożywały normalne posiłki jedynie dla zachowania pozorów przed ludźmi. Potem musiały wszystko najzwyczajniej w świecie zwymiotować. Bezsensownym dla wampirów było jedzenie zwyczajnych potraw wśród swoich pobratymców, Eskil jednak nigdy się tym nie przejmował i jadł, co tylko zapragnął.
W końcu mężczyzna wyszedł z łazienki i spojrzał z uśmiechem na Aleksandra. Sprawiał takie wrażenie jakby właśnie nic się nie stało. Choć gospodarzowi niezbyt podobało się granie w te gierki nic nie powiedział na ten temat. Pożegnał grzecznie gościa i zamknął za nim drzwi. Zawsze po tych wizytach czuł się bardzo zmęczony.  


Okolica była niezwykle spokojna, większość mieszkańców spała już o tej porze. Mężczyzna szedł powoli przez ciche, boczne uliczki mijając powoli surowo wyglądające budynki mieszkalne. Niekiedy tęsknił ze widokiem słońca, jednak od zawsze wolał podziwiać księżyc na nocnym niebie. Być może właśnie przez to, iż się zamyślił i zapatrzył na gwiazdy nie zauważył w okolicy obecności kogoś jeszcze. O tym, jaki błąd popełnił zorientował się dopiero, gdy nagle, bez żadnego ostrzeżenia z ciemności wyskoczyła drobna postać, pchnęła go na ścianę i uderzyła drewnianym kołkiem w sam środek jego klatki piersiowej. Minęła chwila nim otrząsnął się z szoku. W tym czasie postać zaczęła pomagać sobie młotkiem starając się wbić kołek jak najgłębiej.
- Jeśli mogę coś zasugerować… - zaczął nieśmiało. – Zwykle próbowali mi wbić kołek trochę bardziej w lewo…   
W tym momencie postać podniosła głowę i spojrzała mu w oczy. Trwało to tylko chwilę. Potem odskoczyła szybko, chlusnęła w niego wodą - zapewne święconą - i zaczęła szybko uciekać.
- Jak niegrzecznie. - powiedział mężczyzna do siebie.
Przez chwilę Eskil patrzył za oddalającą się sylwetką. Potem otarł twarz i wyciągnął z piersi wciąż sterczący kołek. Krew szybko przestała płynąć. Równie szybko rana się zagoiła i nie został po niej żaden ślad. Wampir spojrzał ze smutkiem na krwawą plamę otaczającą pokaźną dziurę w koszuli. Wygładził ubranie i ruszył dalej w stronę swojego domu. Postanowił, że od tej pory będzie trochę ostrożniejszy. Nigdy nie przepadał za kupowaniem nowych ubrań.


O tym, że nikt jej nie goni zorientowała się dopiero po dłuższej chwili.  Poczuła się trochę głupio, że tak gwałtownie zareagowała. Jednak w chwili, w której zorientowała się, że jej starania nie przynoszą żadnych rezultatów przeraziła się tak jakby stała właśnie u wrót samych piekieł. Oparła się plecami o zimną betonową ścianę dysząc ciężko. Gdy napięcie opadło poczuła, że traci siły i nie może ustać na nogach. Osunęła się powoli i usiadła na ziemi. Odgarnęła włosy z czoła i zamknęła oczy starając się nabrać sił przed dalszą drogą. Jako łowczyni nie miała żadnego doświadczenia, jednak sam fakt, że udało jej się właściwie rozpoznać wampira napawał ją radością. Teraz tylko musiała odnaleźć jakiś sposób na skuteczne zabicie go, bo osikowy kołek okazał się być dość zawodny. Miała też nadzieję, że nie wystraszy go tym atakiem na tyle by opuścił teraz te okolice. Gdyby się przeniósł miałaby problemy z odnalezieniem go. Pocieszała się myślą, że nie wyglądał na przesadnie strachliwego.
Gdy w końcu uznała, że może iść dalej wstała i ruszyła w stronę swojego domu. Gdy tylko znalazła się w mieszkaniu po raz kolejny zaczęła studiować stare księgi opowiadające o wampirach i innych mrocznych istotach. Choć z jednej strony czuła strach, z drugiej nie mogła się doczekać zabicia pierwszego wampira w życiu.